Rozdział III
Dzieci – historia Marysi
Fakt, że Eleonora przeżyła wojnę i późniejszą okupację sowiecką, Maria, rodzina i przyjaciele uznawali za prawdziwy cud.
Dziewczynka imię Eleonora otrzymała na cześć swojej prababci, od strony rodziny ojca. Jan bardzo kochał swoją babcię. To ona go wychowywała i zastępowała mu mamę, która zmarła tuż po urodzeniu syna. Umieralność kobiet w trakcie porodu i połogu w tamtych czasach była naprawdę bardzo duża.
Wszyscy domownicy i znajomi od dzieciństwa zwracali się do Eleonory w sposób pieszczotliwy. Nazywali ją Norą, Norcią, Noruśką.
Dziewczynka była ich upragnionym pierwszym dzieckiem. Była ich dumą i oczkiem w głowie.
Norcia jako małe dziecko była nadzwyczaj bystra i radosna. Bez trudu w wieku dwóch lat budowała pełne zdania. Rodzice naprawdę musieli uważać, co mówią przy dziecku. Zapamiętywała wyrazy od niechcenia, w locie. Jak każdemu dziecku, najwięcej przyjemności sprawiało jej wypowiadanie tych, których nie powinna nigdy słyszeć.
Jan oszalał na punkcie córki. Rozpieszczał ją na tyle, na ile pozwalały mu możliwości finansowe i czasowe. To dla Norci wieczorami strugał drewniane kukiełki, a Marysia szyła dla nich kolorowe ubranka.
Pacynki te służyły potem nie tylko do zabawy dla samej Norci. Ideą wystrugania kukiełek było wystawianie małych przedstawień teatralnych. Za ich pomocą rodzice wprowadzali dziewczynkę w daleki i egzotyczny świat. Ogromna wiedza historyczno-geograficzna Jana i tony przeczytanych przez Marię książek pozwalały im przedstawiać fascynujące historie, zawsze okraszone puentą i humorem. W ten sposób dziecko poznało wiele krajów, ludów i ich zwyczajów oraz zwierząt. Talent aktorski rodziców i umiejętność dostosowania tekstu do jej wieku, pozwalały dziewczynce przenieść się w inny świat. Nora zaczęła marzyć i powoli planować własne podróże. Podekscytowana właśnie usłyszaną opowieścią, miała w zwyczaju mawiać:
– Chcę to zobaczyć. Zabierz nas tam tatusiu!
Dla dziewczynki tata był bohaterem. Człowiekiem bez skazy. Ideałem. Uwielbiała w nim jego mądrość i wiedzę o świecie. Wspólne zabawy z tatą zawsze wiązały się dla niej z niewyobrażalną przyjemnością, chociaż poza teatrzykami, odbywały się sporadycznie ze względu na wiele obowiązków Jana. Mężczyzna miał niezwykłą zdolność koncentrowania się na tej czynności, którą w danej chwili wykonywał. Bawiąc się z dzieckiem oddawał mu całą swoją uważność. Stawianie córki w centrum, w połączeniu z jego kreatywnością, tworzyło niezapomniane chwile i budowało niezwykłe więzi między nimi.
Nora bardzo kochała oboje rodziców, ale tata dla niej był po prostu jej tatą, tatusiem, tatulkiem, tatkiem.
W tamtym czasie świat dla Norci był prosty i beztroski. Rodzice izolowali ją od wszystkich problemów dnia codziennego. Starali się, aby była po prostu szczęśliwa.
Wielkim wydarzeniem w życiu Nory było pojawienie się w rodzinie młodszego braciszka. Mały Franio urodził się, gdy Nora miała trzy lata. Dziewczynka była zafascynowana faktem, że opuchnięta mama nosi w sobie jej rodzeństwo. Nie rozumiała tego jeszcze, dla niej to było wprost niewyobrażalne i magiczne. Pewnego dnia, kiedy brzuch już był naprawdę duży, zadała Marysi pytanie:
– Mamciu, a czy ja też coś mam w sobie?
Marysia odpowiadała jej z uśmiechem na twarzy:
– Masz piękne i dobre serduszko, ale kiedyś może też będziesz nosiła w sobie dziecko.
Dla malucha czas miał zupełnie inny wymiar. To „kiedyś” dla Nory, to był najczęściej następny dzień. Do dnia rozwiązania ciąży, przejęta Nora prawie codziennie zadawała mamie to samo pytanie:
– Mamulku, czy już dziś mam coś w sobie?
Marysia i Jan byli rozczuleni zachowaniem córki.
Pod koniec ciąży Marysia przybrała monstrualne rozmiary. Nora nie mogła wprost doczekać się dnia narodzin nowego członka rodziny. Marzyła o siostrze, z którą mogłaby bawić się, jak to robiły inne dziewczynki z sąsiedztwa. Rodzice tłumaczyli jej, że równie dobrze może urodzić się chłopiec. W konsekwencji uznała, że skoro tato jest taki fajny, to może też mieć braciszka. Cieszyła się i liczyła na kompana do zabawy.
Naśladując tatę, często podchodziła do Marii, obejmowała jej brzuch, całowała go i rozmawiała z dzieckiem. Kiedyś maleństwo tak mocno kopnęło we wtulony do brzucha policzek Nory, że zdziwiona aż podskoczyła. Wtedy stwierdziła, że skoro tak mocno kopie, to pewnie będzie to chłopak. Miała rację.
Franio urodził się odrobinę za szybko. Tak bynajmniej twierdziła położna odbierająca poród. Maria starała się dbać o siebie w czasie ciąży i ze względu na dziecko mniej przeżywać przytłaczające sytuacje. Izolowanie się od problemów, które realnie zagrażały jej i najbliższym, było jednak niemożliwe.
Poza wojną, która ciągle trwała i przynosiła zmartwienie, sen z powiek Marii ściągała coraz bardziej nasilająca się wrogość wobec ludności polskiej ze strony Ukraińców. Dawni sąsiedzi, a często nawet przyjaciele, przeobrazili się we wrogów i prześladowców. Maria nie rozumiała tej sytuacji. Jeszcze niedawno te dwa narody nie tylko żyły obok siebie, ale małżeństwa mieszane polsko-ukraińskie wcale nie były rzadkością. Nawet jedna z dwóch jej sióstr wyszła za bardzo porządnego człowieka z ukraińskim pochodzeniem.
Maria słysząc o coraz częstszych przypadkach mordu na ludności polskiej obawiała się o życie całej rodziny. Wiedziała, że nawet siostra i jej rodzina nie są bezpieczni. Małżeństwo w takiej sytuacji nie było wystarczającym argumentem dla owładniętych nienawiścią ludzi. Moralność, serce i logika zostały w tym czasie wyłączone.
Martwiąc się o rodzinę, Maria nie mogła rozkoszować się stanem oczekiwania na dziecko. Ze względu na ciążę starała się okiełznać swój strach. Przeżywając lęk, próbowała uwierzyć na siłę, wbrew wszelkim faktom, że będzie dobrze.
Przy pojawieniu się Frania na świecie uczestniczyła miejscowa położna, której pomoc była nieoceniona. Maria czuła, że z dzieckiem coś złego dzieje się. Z minuty na minutę była coraz bardziej zdenerwowana. Franek był owinięty pępowiną. Doświadczona i opanowana położna poradziła sobie z problemem. Poród był długi i wyczerpujący, ale moment, kiedy Maria zobaczyła syna prawie natychmiast wymazał z jej pamięci przykre doświadczenia.
Chłopiec był śliczny, ale mniejszy niż wszyscy spodziewali się, patrząc na monstrualne gabaryty brzucha jego mamy. Maria była przeszczęśliwa i wdzięczna. Franiu, mimo problemów przy porodzie, wyglądał na zdrowego chłopca.
Nora jak go pierwszy raz zobaczyła, to powiedziała do zapłakanych ze szczęścia rodziców:
– Jaki on maleńki! – A po chwili, gdy się oswoiła z jego widokiem, zwróciła się już do brata. – Jestem twoją starszą siostrą. Bardzo cię kocham Franiu. Będziemy się wspólnie bawić.
Tego dnia ani Maria, ani Jan nie myśleli o wojnie i Ukraińcach. Razem z narodzinami Franka w sercu Marii pojawiła się nadzieja. Ten dzień był piękny i nadzwyczajny dla całej rodziny.