Gdy rodzice w czasie wielogodzinnych postojów pociągu rozmawiali z innymi dorosłymi, Nora i Kazik powoli poznawali dzieci z sąsiadujących wagonów. Umówili się z rodzicami, że będą jedynie samodzielnie opuszczać wagon w trakcie postoju na przecznicach, przemieszczając się w granicach odległości do czterech wagonów w jedną i w drugą stronę od ich wagonu. Marysia i Jan chcieli ich mieć zawsze w zasięgu wzroku i w razie nagłego wyjazdu szybko zawołać.
Nowe znajomości Nory i Kazika obejmowały więc osiem wagonów – cztery po prawej i cztery po lewej stronie. Dwa wagony do przodu jechało rodzeństwo Majewskich – Paweł miał dwanaście lat, Gabrysia dziesięć, a Rysiu siedem. Kilkanaście metrów za domem na kółkach Michalskich mieszkały miedzianowłose, urocze siostry bliźniaczki Zuzia i Zosia oraz ich starsi bracia Pankracy i Bonifacy. Dalej jeszcze były śliczne dziewczynki Basia i Ola oraz ich mały braciszek Władzio. Najbardziej Nora i Kazik zaprzyjaźnili się z rodzeństwem Anulką i Kacprem, których czasem spotykali jeszcze na targu we Lwowie. Jak się okazało w czasie podróży całkiem blisko siebie mieszkali.
W ósmym dniu trudnej i wyczerpującej podróży nawet dzieci, które zawsze miały nieograniczone pokłady energii, straciły siłę i entuzjazm. Pociąg stał już drugi dzień i czekał aż przejedzie pociąg w drugą stronę. W końcu, ile można stać i czekać?! – ludzie zadawali sobie to retoryczne pytanie.
Znużone i zmęczone wyczekiwaniem dzieci snuły się blisko swoich wagonów.
Braciom Pankracemu i Bonifacemu nawet nie chciało się wychodzić na powietrze. Gdy ich siostry bliźniaczki przebywały na zewnątrz, a rodzice wraz ze współlokatorami z wagonu oraz z sąsiednich, skupili się w jednym miejscu i rozmawiali, oni korzystali z okazji i wygodnie rozłożeni, leżeli na wyściełanej słomą podłodze. Otworzyli sobie lekko drzwi i gapili się w niebo, przeżuwając trawę. Nagle do wagonu wpadł szerszeń i zaczął krążyć nad Pankracym, wybijając go z drzemki. Chłopak, nie podnosząc wzroku, machnął ręką parę razy, ale owad nie dawał za wygraną. Kiedy w końcu otworzył oczy, zorientował się, że nie ma do czynienia z osą, jak myślał, ale z czymś znacznie większym. Zerwał się na równe nogi i krzycząc: „Szerszeeeń!!!”, otworzył pośpiesznie drzwi i wybiegł z wagonu. Parę sekund potem wyskoczył Bonifacy, a za nim wyleciał owad. Szybkim i zwinnym chłopcom udało się jednak uciec z pola ataku. Szerszeń odleciał.
Obraz wybiegających z wagonu chłopców, ganiających w kółko, krzyczących i odganiających się od czegoś rękoma wzbudził u innych zaciekawienie. Koło wagonu braci zebrało się zbiegowisko dzieci. Kiedy już Pankracy i Bonifacy opowiedzieli całą historię ze szczegółami, dodając jej pikanterii poprzez kilkukrotne powiększenie wielkości szerszenia giganta, jeden ze stojących przy ich wagonie chłopców zauważył, zaglądając z ciekawością do środka, że wśród pakunków, skrzyń i tobołków znajduje się rower.
Jakaż to była sensacja! Rodzina Pankracego i Bonifacego miała własny i prawdziwy rower. Wszystkie dzieci wzdychały z podziwem patrząc na to cudo. Pankracy i Bonifacy, wyprostowawszy się z dumy mocniej, teraz snuli jeszcze bardziej barwne historie, dotyczące roweru. Przechwalali się tym, że rower w ich rodzinie to już jest od wielu lat i tym, że potrafią na nim jeździć nawet bez trzymania się za kierownicę, pedałując tylko jedną nogą.
Gdy inne dzieci szeroko otwierały oczy i wydobywały z siebie jedynie dźwięki podziwu w stylu: – ooooo!!! – jeden z chłopców, przysłuchujący się od dłuższego czasu opowieściom braci, chwycił się za boki i powiedział:
– Ja też tak potrafię!!!
Tłum zebranych zmienił kierunek orientacji patrzenia z roweru i ich właścicieli na stojącego z boku Pawła Majewskiego, który właśnie wypowiedział te słowa. Przez moment nastała cisza, a potem ktoś, ku wielkiemu zadowoleniu chłopaka znajdującego się teraz w centrum uwagi, krzyknął:
– Eeeee, buja tylko!!!
Paweł podniósł dumnie głowę, podwinął brudne rękawy jedynej koszuli jaką posiadał i odpowiedział z dużą pewnością siebie:
– Potrafię i bardzo chętnie to udowodnię!
Chłopak wypalił te słowa tylko po to, aby pierwszy raz w życiu mieć możliwość wsiąść na rower. Od dnia, kiedy ojciec poszedł na wojnę, matka chłopca, pracując od świtu do późnych godzin nocnych, mogła jedynie zapewnić dzieciom żywność. Marzenia chłopca o rowerze były więc tak odległe, jak niejaka Ameryka, o istnieniu której kiedyś, gdzieś tam słyszał. Ilekroć widział ludzi przemieszczających się za pomocą roweru, tylekroć gapił się na nich z podziwem i nutką zazdrości. Raz nawet, tak długo obracał się za rowerzystą, że wszedł w okrągły, betonowy słup ogłoszeniowy i nabił sobie porządnego guza na głowie. Teraz, mając rower na wyciągnięcie ręki, wszystko postawił na jedną kartę. Pawłowi wydawało się, że umiejętność jazdy na rowerze nie może być za bardzo skomplikowana, dlatego skorzystał z okazji i zaryzykował rzucając wyzwanie braciom.
Pankracy i Bonifacy zdębieli po słowach wypowiedzianych przez Pawła. Nie wiedzieli, co zrobić. Rower należał do ojca, dla którego zakup tego pojazdu był spełnieniem marzeń. Mężczyzna długo odkładał na niego pieniądze. Poza pamiątkami rodzinnymi, był to najcenniejszy przedmiot, jaki posiadał z żoną. Do tego stopnia bał się o rower, że nawet rozważał rozłożenie go na części, w celu ukrycia przed żołnierzami i innymi potencjalnie chętnymi nabywcami. Po namyśle jednak stwierdził, że jest to ryzykowne przedsięwzięcie i zrezygnował z niego. Jednak jako zapobiegliwy człowiek, dla bezpieczeństwa, nie pozwalał rodzinie i innym współtowarzyszom drogi otwierać za szeroko drzwi ich wagonu, aby jak to mawiał: „nie kusić losu”.
Dlatego też wyzwanie, które rzucił przysłuchujący się chłopiec zupełnie zbiło ich z tropu i postawiło w niezręcznej sytuacji. Po pierwsze wiedzieli, że nie mogą nawet sami bez pozwolenia ojca brać roweru, po drugie ledwie co na nim jeździli, a co tu mówić o akrobacjach, a po trzecie i najważniejsze, chcieli utrzymać pozycje nieformalnych liderów wśród rówieśników. Długo nie myśląc wyciągnęli rower i wręczyli go chłopakowi, licząc na to, że nie ma on większych umiejętności niż oni i dzięki temu ich wiarygodność jakoś się obroni. Młody Paweł Majewski, czując dreszcze podniecenia, wziął rower, przejechał ręką po kierownicy z taką czułością, jakby dotykał ukochanej osoby, i w końcu dosiadł go. Ledwie co wsiadł na siedzenie, oderwał nogi od podłoża i wywalił się. Dzieciaki zaczęły się śmiać, a Pankracy i Bonifacy poczuli ulgę. Paweł natomiast, mimo że leżał na ziemi, był bardzo szczęśliwy i w tym momencie nawet nie słyszał głośniej reakcji tłumu. Spełniły się jego marzenia – w końcu dosiad ten cudowny pojazd! Tylko to się dla niego w tej chwili liczyło!
Śmiech dzieci zwabił jednak ojca braci. Gdy ten zobaczył leżący na ziemi jego rower wrzeszczał tak głośno, że bracia już wiedzieli, że ta chwilowa rozkosz z powodu porażki Majewskiego, będzie ich naprawdę dużo kosztować.
Ósmy dzień podróży skończył się zarówno siniakami na tyłku znakomitego cyklisty Pawła, jak i posiadających nieprzeciętne wyobraźnie Pankracego i Bonifacego. Dla pozostałych dzieci jednak usłyszenie historii o gigancie szerszeniu i o akrobatycznych umiejętnościach braci było wielkim wydarzeniem i miłym przerywnikiem podczas dłużącego się w nieskończoność czekania na odjazd pociągu.